Sowizdrzał w wędrówce przez Pomorze
Podczas swych licznych wędrówek Sowizdrzał szedł także przez Pomorze i zatrzymał się tam dłuższy czas. W starej gospodzie w Koszalinie można zobaczyć jego imię wycięte na szafie ściennej. Był więc także tam.
Pewnego dnia, korzystając ze starego traktu do Gdańska, z kilkoma kompanami udał się przez Gorzebądz do Sianowa. Każdy, kto zna ten trakt, wie, że od Koszalina aż do góry koło Gorzębadza wznosi się on dość stromo, a stąd do Sianowa ponownie dość stromo opada. Nie wiedział o tym Sowizdrzał . Gdy pozostali towarzysze podczas wspinaczki ciężko dyszeli w głębokim piasku obładowani wielkimi tobołami, Sowizdrzał był dobrej myśli i gwizdał sobie. Jak lekkoduch niósł w ręce tylko kij i myślał, ze waga tobołka każdego wędrowca równa jest ilości win popełnionych w ciągu życia.
Przekroczywszy górę, Sowizdrzał ucichł i zasmucił się, gdy tymczasem pozostali kompani ocierali pot z czoła i lekkimi krokami schodzili w dół. Teraz Sowizdrzał płacząc, śpiewał i narzekał na złośliwą matkę ziemię, która znowu obiecywała wysoką górę, gdy tymczasem ładnie i wygodnie wędrował w dół.
Za Sianowem nie ma jednak żadnej góry i jeszcze tego samego wieczoru wszyscy przybyli do Sławna.
W gospodzie w Sławnie Sowizdrzał położył się spać, a następnego dnia otrzymał pracę u dobrego majstra. Nie robił jednak zbyt wiele . Od rana do wieczora spał tylko, jadł i pił za czterech. Majster zniósł to pierwszego i drugiego dnia, ponieważ myślał, że jest on zmęczony po podróży i musi porządnie wypocząć, nim przystąpi do pracy. Kiedy trzeciego dnia Dyll Sowizdrzał nie wstał o poranku, majstrowi było tego za wiele. ?Dyll , zatem nie masz ochoty do pracy?? ofuknął go. ?Jesteśmy w Sławnie? spokojnie odpowiedział Sowizdrzał i położył się na drugi bok. ?Sławno tu, Sławno tam powiedział majster.- Skoro jesteś w Sławnie, musisz też pracować?. ?Tak? wrzasnął teraz zły Sowizdrzał i wyskoczył jednym susem z łóżka Skoro jestem w Sławnie i nie mogę spać do woli, to wypchajcie się z całym waszym Sławnem?.
Powiedziawszy to, wdział spodnie i zniknął.
Dalej poszedł do Słupska. W drodze spotkał trupę aktorów, która z dzikimi zwierzętami, słoniami, niedźwiedziami i małpami szła do Darłowa, a ponieważ Sowizdrzał był takim człowiekiem, który z każdego rzemiosła coś pojmuje, dołączył do nich jako klakier. W Darłowie tak sobie pozwalał, że mieszczanie i rajcowie wkrótce postanowili natychmiast wyrzucić go z miasta. Ten jednak nie chciał opuścić Darłowa. Wówczas właśnie przejeżdżał przez miasto piaskarz postanowił odkupić od niego furmankę z piaskiem, a gdy już to zrobił, stanął na wozie i triumfująco zawołał do mieszczan stojących wokół niego: ?Teraz stoję na mojej własnej ziemi, teraz nie możecie mi nic zrobić?. Ponieważ nie opuścił miasta, tak jak domagała się Rada, zgiełk rósł z minuty na minutę. Prawym mieszkańcom Darłowa nie pozostało nic innego, jak zaprząc do jego wozu parę wołów i wywieźć go z miasta. Gdy tylko Sowizdrzał zorientował się, ze wozacy wciągnęli jego wóz na wzniesienie pod miastem i przygotowali do stoczenia go ze stromego zbocza, szybko zniknął w leśnym gąszczu. Sowizdrzał ponownie ruszył do Koszalina. Przedtem jednak złożył wizytę we wsiach: Jamno, Unieście i Stare Bielice.
W Unieściu szukał gniazd, ale żadnych ludzkich gniazd nie znalazł, bowiem ludzie tu, tak jak inni, mieszkają w domach. Uznał zatem, że wieś otrzymała przewrotną nazwę, a ludzie, którzy ją nadali, mogą się wypchać z ich mądrością.
W Jamnie kpił ze strojów tutejszych mieszkańców, zaś w Starych Bielicach w gospodzie pytał starego popijającego gospodarza o stary kożuch, który gdzieś we wsi miał wisieć. Mieszkańcy Starych Bielic dość długo słuchali jego wolnych żartów, a w końcu wygarbowali mu skórę przez jego własny stary kożuch, tak dobrze, że z trudem wrócił do Koszalina.